Znacie te uczucie, kiedy patrzycie na coś kompletnie nieprzydatnego, ale tak uroczego i pięknego, że postanawiacie trzymać to na półce dla zwykłej ozdoby. Książka przeze mnie opisywana jest właśnie z tej kategorii. Przeglądanie jej to czysta przyjemność.
Opis tej książki na lubimyczytać zawierał więcej znaków niż sama książka (za chwilę się nad tym poużalam), dlatego go skróciłam. Odsyłam do strony, gdzie można więcej poczytać o tym poradniku kulinarnym.
Jak zwykle w przypadku tych wydawnictw, książka obiecuje, że smacznie zrzucimy jeden rozmiar. Ile już tego typu cudów nad Odrą na półkach księgarni? Nie jestem fanką wszelkich rewolucji w kuchni, bo zazwyczaj kończą się źle. Nie każdy w końcu jest Magdą Gessler.
Publikacja rozpoczyna się poradnikiem i moim zdaniem przydługim opisem osób, które tworzyły tę książkę. To naprawdę urocze, że któraś z pań spędziła część swojego życia w Tajlandii, ale tego typu informacji nie poszukuję w książce z przepisami. Sam poradnik nie wnosi nic nowego do życia, ale przynajmniej nie zakłada, że jedząc jedno jabłko dziennie będę tryskać endorfinami. Autorki po prostu starają się uświadomić nam, jak dużo pustych kalorii pochłaniamy jedząc nierozsądne posiłki. Wszystko pięknie, tylko jak zamienić je na coś zdrowszego i smacznego?
Z przepisami, które należą do drugiej części książki, jest mały problem. Gdybym była jedną z kobiet, które w swoim kiosku kupują homary i żabie udka, prawdopodobnie zachwycałabym się bukietem sarny i rzeżuchy z Kolumbii. Ale nie jestem jedną z tych szczęściar i trochę przytłaczają mnie wyrafinowane kubki smakowe autorek.
Przykład?
Poza tym jedzenie małych baranków trochę mnie odstrasza. Jednak odchodząc od prywaty...
Mówiłam już, jak pięknie wydana jest książka? Naprawdę przekładanie kart sprawiało mi przyjemność. Do tego smaczna kawa i już człowiek jest szczęśliwszy od samego patrzenia na zdjęcia dań.
Jeśli chodzi o tekst, to powyższe zdjęcie ukazuje chyba rozmiar czcionki. Osoba ze słabym wzrokiem spokojnie wiedziałaby o co chodzi. Oczywiście, nie kłamiąc, jest też zwykły tekst, ale nie wygląda tak ładnie na pastelowym tle. Dodam, że kartki mają różne kolory, wszystkie w pudrowych odcieniach. Idealnie wpasowały się w moje poczucie estetyki.
Nie same nazwy potraw były wymyślne. Pomijając 15-składnikowe przepisy, niektóre chwyty marketingowe autorek wywoływały u mnie uśmiech. Panie bardzo chwalą zdrowsze jedzenie, ale chyba się trochę zagalopowały...
Sama na pewno bym nie pomyślała:) Ale, jak wiemy, wszystko, co seksowne jest w modzie.Na przykład Kasia Cichopek jako sexy mama.
Podsumowując, to jedna z tych pozycji na rynku, którą ciekawie jest przejrzeć i gdzieniegdzie zainspirować. Według mnie jest dosyć droga i szkoda by było wydać pieniądze na przepisy, których nigdy nie przyrządzimy. Jeśli jednak jesteśmy koneserami smaków to znajdziemy różne ciekawe propozycje. Oczywiście znajdą się też prostsze wersje znanych przepisów, takich jak: lasagne, carbonara, meksykański burger itp.
Moja ocena: 3/5
Wszystkie zdjęcia są zdjęciami książki, do której nie mam praw, także, gdyby się okazało, że nie mogę ich publikować, to proszę o wiadomość zanim wręczy mi się pomarańczowe wdzianko więzienne.
Opis tej książki na lubimyczytać zawierał więcej znaków niż sama książka (za chwilę się nad tym poużalam), dlatego go skróciłam. Odsyłam do strony, gdzie można więcej poczytać o tym poradniku kulinarnym.
tłumaczenie: Jadwiga Szczupaktytuł oryginału: Cook Yourself Thin: The Delicious Way to Drop a Dress Size"Najsmaczniejszy sposób, by zrzucić jeden rozmiar" Harry, Gizzi, Sal i Sophie - miłośniczki jedzenia, dla których gotowanie to pasja. Dzielą się fachową wiedzą na temat zasad żywienia, przepisami i recepturami na smakowite dania. Uczą, jak przyrządzić ulubione, pachnące, apetyczne i szybkie potrawy, i chudnąć. Pokazują jak proste zamienniki wysokokalorycznych dań, pozwalają na skuteczną redukcję zbędnych kilogramów. Mobilizują do zmiany przyzwyczajeń żywieniowych. Udowadniają, że zasada "wszystko albo nic" wcale nie jest skuteczna, a odchudzanie nie musi łączyć się z wyrzeczeniami i umartwianiem.
Jak zwykle w przypadku tych wydawnictw, książka obiecuje, że smacznie zrzucimy jeden rozmiar. Ile już tego typu cudów nad Odrą na półkach księgarni? Nie jestem fanką wszelkich rewolucji w kuchni, bo zazwyczaj kończą się źle. Nie każdy w końcu jest Magdą Gessler.
Publikacja rozpoczyna się poradnikiem i moim zdaniem przydługim opisem osób, które tworzyły tę książkę. To naprawdę urocze, że któraś z pań spędziła część swojego życia w Tajlandii, ale tego typu informacji nie poszukuję w książce z przepisami. Sam poradnik nie wnosi nic nowego do życia, ale przynajmniej nie zakłada, że jedząc jedno jabłko dziennie będę tryskać endorfinami. Autorki po prostu starają się uświadomić nam, jak dużo pustych kalorii pochłaniamy jedząc nierozsądne posiłki. Wszystko pięknie, tylko jak zamienić je na coś zdrowszego i smacznego?
Z przepisami, które należą do drugiej części książki, jest mały problem. Gdybym była jedną z kobiet, które w swoim kiosku kupują homary i żabie udka, prawdopodobnie zachwycałabym się bukietem sarny i rzeżuchy z Kolumbii. Ale nie jestem jedną z tych szczęściar i trochę przytłaczają mnie wyrafinowane kubki smakowe autorek.
Przykład?
Poza tym jedzenie małych baranków trochę mnie odstrasza. Jednak odchodząc od prywaty...
Mówiłam już, jak pięknie wydana jest książka? Naprawdę przekładanie kart sprawiało mi przyjemność. Do tego smaczna kawa i już człowiek jest szczęśliwszy od samego patrzenia na zdjęcia dań.
Jeśli chodzi o tekst, to powyższe zdjęcie ukazuje chyba rozmiar czcionki. Osoba ze słabym wzrokiem spokojnie wiedziałaby o co chodzi. Oczywiście, nie kłamiąc, jest też zwykły tekst, ale nie wygląda tak ładnie na pastelowym tle. Dodam, że kartki mają różne kolory, wszystkie w pudrowych odcieniach. Idealnie wpasowały się w moje poczucie estetyki.
Nie same nazwy potraw były wymyślne. Pomijając 15-składnikowe przepisy, niektóre chwyty marketingowe autorek wywoływały u mnie uśmiech. Panie bardzo chwalą zdrowsze jedzenie, ale chyba się trochę zagalopowały...
Sama na pewno bym nie pomyślała:) Ale, jak wiemy, wszystko, co seksowne jest w modzie.
Podsumowując, to jedna z tych pozycji na rynku, którą ciekawie jest przejrzeć i gdzieniegdzie zainspirować. Według mnie jest dosyć droga i szkoda by było wydać pieniądze na przepisy, których nigdy nie przyrządzimy. Jeśli jednak jesteśmy koneserami smaków to znajdziemy różne ciekawe propozycje. Oczywiście znajdą się też prostsze wersje znanych przepisów, takich jak: lasagne, carbonara, meksykański burger itp.
Moja ocena: 3/5
Wszystkie zdjęcia są zdjęciami książki, do której nie mam praw, także, gdyby się okazało, że nie mogę ich publikować, to proszę o wiadomość zanim wręczy mi się pomarańczowe wdzianko więzienne.
Miłego czytania i do usłyszenia!