155. "Elementarz stylu" - Katarzyna Tusk
Hej!
Gdzie mnie do blogerek modowych. W większość swoje outfity opieram na tym, jak bardzo jestem danego dnia zmęczona. Jeśli mniej, to wiadomo, że będzie z butami na obcasie. Jeśli bardziej - dresiki i mocno, naprawdę mocno przeżute przez życie i polskie chodniki adidasy. Zawsze do tego liczę na to, że mój urok osobisty i zwykła uprzejmość wygrają z pierwszym wrażeniem, jakie inni mogą odnieść na mój temat.
Ostatnio jednak miałam dość ciekawą sytuację, która skłoniła mnie do sięgnięcia po owy "Elementarz...". Na mojej uczelni sesja często zaczyna się w grudniu i kończy nigdy. Dlatego przed samymi świętami postanowiłam totalnie odpuścić i do wyrzyganych reeboków wsadziłam neonowe pomarańczowe skarpetki. Poziom mojego zaangażowania były co najmniej depresyjny. Jak co dzień weszłam do mojego ulubionego tramwaju, gdzie czasem otrę się o paru meneli i spokojnie zasiadłam na znanym każdej osobie tramwajowym krzesełku. Obok siedział chłopak i nie zwracałam na niego najmniejszej uwagi, ale on zwrócił uwagę na mnie. A mianowicie na moje skarpetasy, które wystawały z butów. Oprócz tych butów miałam na sobie dresy do biegania, bo jak mówiłam, to był dzień anarchistyczny. I tutaj powstała w mojej wymęczonej i przemielonej głowie: "Jak ja wyglądam, jak 10-latka ze stylowym niedorozwojem". Autentycznie, pomimo mojej odporności na wszelkie modowe niusane, zrobiło mi się głupio. Zawstydziłam się tym, że wyszłam do ludzi w takim stanie, że było mi wszystko jedno.
I płynnie przechodząc do książki, którą przed chwilą skończyłam czytać, Kasia Tusk postanowiła stworzyć publikację pełną rad dla osób, które:
1. Nie mają czasu na wyszukiwanie ubrania
2. Nie potrafią kompletować ubrań w taki sposób, żeby zawsze wyglądać przyzwoicie.
I przyznaję, wielokrotnie irytowały mnie rady typu "do zielonego nigdy nie dawaj czerwonego", bo jest we mnie zakorzeniony wisimizm i pewna doza "jestę faszionistę i włożę zielony do czerwonego". Jednak! W całej tej złości, że ktoś mi mówi, jak mam wyglądać, dochodzę do jednego wniosku: prostota. Jeśli ważysz 100 kg i włożysz ciemne jeansy do białej koszulki to nikt Ci nie powie, że źle wyglądasz z powodu ubrań. Możesz źle wyglądać z powodu swojej wagi, ale strój jest nienaganny. Nudny? Pewnie tak, ale bezpieczny. Taki strój nie zapewni Ci zabawnych spojrzeń ze strony tramwajowych sąsiadów. To strój do wmieszania się w tłum i przetrwania kolejnego dnia w szarej masie.
Patrząc na ubrania Kasi Tusk odnoszę wrażenie, że są montonne i nudne, ale! O tym jest właśnie cała książka. O tym, jak stworzyć bazę ubraniową, do której możemy ewentualnie dobrać szaloną apaszkę w ocelota czy inne fikuśne dodatki. Bez szału, ale stylowo.
I sama książka jest niezwykle stylowa. Przepiękne zdjęcia, zazdroszczę takiego zaangażowania w fotografię autorce. Papier luksusowo ukazuje nam kolejne stylizacje twórczyni. Całość posegregowana na początek sugerujący wyrzucenie ciuchów z mojej szafy, prezentacja ubrań na konkretne sytuacje w życiu oraz inspiracje miastami, w których autorka miała przyjemność przebywać.
Co podoba mi się w tej publikacji, to fakt, że w drugiej części książki autorka zaprzecza jakoby styl zależał od ubrań. Styl jest całokształtem zachowania. Każdy zna historię o pierwszych 6. sekundach od zobaczenia po raz pierwszy danej osoby, ale każdy też wie, że "nie oceniaj książki po okładce". I gdzieś w tym jest sens, i całość do mnie przemawia.
Moja ocena: 4/5
PS Niestety poradniki modowe i tak nie są dla mnie. Nie cierpię zakupów stacjonarnych, a jeszcze bardziej przymierzania ubrań. To tak boli, gdy któreś z nich nie pasuje :)
źródło: http://liberalartssociety.tumblr.com/post/132275097084
Miłego czytania i do usłyszenia!
4 comments
Komciam Ci, brakuje mi podziękowania za książkę napisanego dużymi literami :D
OdpowiedzUsuńJa nie uważam, że Kasia ubiera się nudno - może jest dość przewidywalna, ale zawsze przyjemnie ogląda się jej zestawy. Jest po prostu konsekwentna. Z drugiej strony, wydaje mi się, że takie poradniki też nie są dla mnie - jakkolwiek ładnie wydane, rady w nich zawarte wydają mi się dość oczywiste. :)
OdpowiedzUsuńHm, przeczytałabym, ale mam małe obawy, że tej książki nie napisała ona, tylko jakiś mały, biedny, wzbogacony o pensję ghostwriter :<
OdpowiedzUsuń"wisimizm" dobre słówko, hehe
OdpowiedzUsuńPoprzez komentarze wchodzę na Wasze blogi i staram się odwdzięczać.
Dziękuję za każdą opinię:)