W tym roku czytanie na dobre rozpoczęłam dopiero w okolicach kwietnia, dlatego trochę będę naciągała pierwsze cztery miesiące:) Pozostałe miejsca trudno było obsadzić, tyle tego się przeczytało... 1. Styczeń:"Dziewczyna, która pływała z delfinami" - Sabina Berman Niezwykle wrażliwa książka, jeśli można ją tak upersonifikować. Porusza swoją prostotą. 2. Luty: "Poezje wybrane" - Sylvia Plath Niesamowite wydanie z oryginałami tekstów Plath i tłumaczeniami. Mroczne,...
Od dłuższego czasu chodziłam lekko przybita widokiem za oknem. Wcinałam za duże dawki czekolady (efekty widoczne już następnego dnia), pokładałam się do snu jak emerytowana czytelniczka i coraz dłuższe wieczory wypełniałam czytaniem równie długich i mrocznych książek.
KONIEC Z TYM!
A przynajmniej przerwa. Jednak jestem uzależniona od smętnych powieści, gdzie wszyscy na końcu umierają. Tym razem chciałam poczuć się jak małe dziecko, które ciągle wierzy w Mikołaja.

Rozpoczynając moją przygodę z zabawną kotką Frygą poczułam, jakbym dostała 120 stron szczęścia. Bez dżumy (Albert Camus kłania się), rzewnych melodramatów ("Bez mojej zgody" na szczycie tej listy) i wszelkich brudów tego świata. Historyjka stworzona przez autorkę wciąga swoją naiwnością, ale przede wszystkim niewinnością.
Fryga jest także świetnym przykładem postaci, która wyróżnia się na tle innych. Czasami bywa szykanowana, czasami nie wtapia się w tło, ale zawsze potrafi być wierna samej sobie. Być może, jako starsza czytelniczka, doszukuję się czegoś głębszego w tej książeczce dla dzieci, ale muszę przyznać, że zauroczyła mnie ta mała kotka.
Jej przygody mogą się spodobać każdemu dziecku. Mamy tutaj prawdziwą akcję : wyścigi z psem, walki z gangiem szczurów. Nie brakuje dreszczyku emocji, kiedy bohaterka gubi się w lesie. Przyjaźni i miłych epizodów także nie zabraknie.Myślę, że potrafiłam się przy tym bawić, bo ciągle jest we mnie dużo z Małego Księcia, ale większość dzieci powinna się w tym odnaleźć jeszcze lepiej ode mnie.
Czasami nie podobała mi się przemoc, która jednak występowała. Nie rozbijano sobie arbuzów na głowie, ale było parę scen zakrawających o zwierzęcy kryminał:) Sama jestem uodporniona po wielu odcinkach serialu Dexter czy True Blood.
Od strony wizualnej także, o dziwo, jestem zadowolona. Polewam wszystkich moją dzisiejszą słodką paplaniną, ale faktycznie dużo rzeczy mnie urzekło. Obrazki są przepiękne, chociaż nie są idealne. Tak jak sama Fryga. Nie dopatrzymy się tutaj disney'owskich królewien i ich idealnych kresek. Wrażenia potęgują barwne akwarele (chyba się znam, ale nie jestem pewna).
Przypomnę, że jest to wznowienie książki z 1989 roku. Bardzo ładne wznowienie. W sam raz dla fanów kociej literatury. Przede wszystkim tych mniejszych, ale wrażliwców też powinna zadowolić. Polecam tym, którzy mają swoje Baby Born i poszukują czegoś dla nich..
Tylko boję się, że teraz będę czytać tylko bajki. Jak można nie lubić śliskiego papieru, twardej okładki, kolorowych ilustracji i wielkich liter na pół strony? Brzmi luksusowo. No... i trochę dziecinnie, przyznaję.
Egzemplarz tej książki został podesłany mi przez Wydawnictwo Dreams. Jak zawsze, nie wpłynęło to na treść mojej recenzji.
KONIEC Z TYM!
A przynajmniej przerwa. Jednak jestem uzależniona od smętnych powieści, gdzie wszyscy na końcu umierają. Tym razem chciałam poczuć się jak małe dziecko, które ciągle wierzy w Mikołaja.

tytuł: Pod szczęśliwą kocią gwiazdą
autor: Grażyna Strumiłło-Miłoszwydawnictwo: Dreams wydawnictwodata wydania: 2009 (data przybliżona)ISBN: 978-83-932877-1-0liczba stron: 120Fryga, kotka o żółto-niebieskich oczach, chodzi w białej sukience, popielato-srebrzystym serdaczku, ciemniejszych majteczkach i krzywo zaciągniętym bereciku. Do tego jeszcze czarna kropka na różowym nosie, krzywe łapki i niecały ogon. Pewnie zapytacie: "Co się jej stało?" A ja Wam odpowiem: Przeczytajcie sami i zobaczcie świat widziany jej wyjątkowymi oczami!
Rozpoczynając moją przygodę z zabawną kotką Frygą poczułam, jakbym dostała 120 stron szczęścia. Bez dżumy (Albert Camus kłania się), rzewnych melodramatów ("Bez mojej zgody" na szczycie tej listy) i wszelkich brudów tego świata. Historyjka stworzona przez autorkę wciąga swoją naiwnością, ale przede wszystkim niewinnością.
Fryga jest także świetnym przykładem postaci, która wyróżnia się na tle innych. Czasami bywa szykanowana, czasami nie wtapia się w tło, ale zawsze potrafi być wierna samej sobie. Być może, jako starsza czytelniczka, doszukuję się czegoś głębszego w tej książeczce dla dzieci, ale muszę przyznać, że zauroczyła mnie ta mała kotka.

Czasami nie podobała mi się przemoc, która jednak występowała. Nie rozbijano sobie arbuzów na głowie, ale było parę scen zakrawających o zwierzęcy kryminał:) Sama jestem uodporniona po wielu odcinkach serialu Dexter czy True Blood.
Od strony wizualnej także, o dziwo, jestem zadowolona. Polewam wszystkich moją dzisiejszą słodką paplaniną, ale faktycznie dużo rzeczy mnie urzekło. Obrazki są przepiękne, chociaż nie są idealne. Tak jak sama Fryga. Nie dopatrzymy się tutaj disney'owskich królewien i ich idealnych kresek. Wrażenia potęgują barwne akwarele (chyba się znam, ale nie jestem pewna).
Przypomnę, że jest to wznowienie książki z 1989 roku. Bardzo ładne wznowienie. W sam raz dla fanów kociej literatury. Przede wszystkim tych mniejszych, ale wrażliwców też powinna zadowolić. Polecam tym, którzy mają swoje Baby Born i poszukują czegoś dla nich..
Tylko boję się, że teraz będę czytać tylko bajki. Jak można nie lubić śliskiego papieru, twardej okładki, kolorowych ilustracji i wielkich liter na pół strony? Brzmi luksusowo. No... i trochę dziecinnie, przyznaję.
Egzemplarz tej książki został podesłany mi przez Wydawnictwo Dreams. Jak zawsze, nie wpłynęło to na treść mojej recenzji.
Miłego czytania i do usłyszenia!
Przedświąteczny czas dopadł także mnie i nic na to nie poradzę. Nawet na porządny koniec świata nie można już liczyć. Jednak, pomiędzy szyciem bombek z filcu, wyjadaniem czekoladek z kalendarza adwentowego i przejeżdżaniem pieszych na drodze, znalazłam czas na czytanie.
autor: Maciej Frączyk
wydawnictwo: Zielona Sowa
data wydania: październik 2012
liczba stron: 136
Książka dla wielbicieli Macieja Frączyka, czyli Niekrytego Krytyka – polskiego władcy YouTube (prowadzi program Przemyślenia Niekrytego Krytyka), krytyka: filmów, seriali, gier, książek i reklam, a także internetowych celebrytów. Świetnie napisane, zabawne i ciekawe obserwacje z życia, zilustrowane satyrycznymi rysunkami i kodami do internetowych filmów Autora na YouTube. Książka dla młodszych i starszych, w której znajdą się wyznania Krytyka na temat języka młodzieżowego, edukacji szkolnej i seksualnej, poszukiwaniu sensu życia i życiowych wyborów, kobiet, subkultur młodzieżowych itd., a także jego życiowej pasji, tego, kim chciałby być, gdyby nie robił tego, co robi.
"Zeznania Niekrytego Krytyka" (dalej jako ZNK) chciałam wygrać w konkursie organizowanym przez internetową księgarnię. Razem z moją małą mafią wysyłałyśmy swoje odpowiedzi w odmęty wirtualnego jury, które nas nie wylosowało. Mniejsza, nie czas na gorzkie żale. W końcu idzie ho-ho-ho i czas przebaczania. Tym bardziej, że miałam okazję pożyczyć ZNK od dobrej duszy. I przeczytałam tę literaturę (?) w jeden dzień. Konkretnie podczas suszenia włosów. Taka jestem.
Autor, jak sam napisał we wstępie zatytułowanym "Gra wstępna", nie planował żadnej wybitnej obyczajówki. Ba, tutaj nawet żadnej fabuły nie ma. Otóż "Zeznania Niekrytego Krytyka" to zbiór przemyśleń Frączyka, który postanawia przedstawić swoje obserwacje młodszym odbiorcom. To znaczy komu? Jak dla mnie - gimnazjalistom/licealistom. Na początku myślałam, że słowo "NIEOCENZUROWANE" (ładna reklama, od razu przyciąga potencjalnych czytelników) sugeruje, aby czytelnikowi było bliżej wiekiem do prawa jazdy niż do karty rowerowej, jednak znalazłam książkę wśród innych w katalogu Zielonej Sowy. Słodkie małe zwierzaki na okładkach książeczek dla 3-latków...
W każdym razie, sama łapię się do puli odbiorców. Wszystko rozumiem i co więcej, zgadzam się z autorem. Bardzo rzetelnie przedstawił swoje obserwacje współczesnego życia. Wszystko zostało podane niezwykle gustownie, sama Magda Gessler by tego lepiej nie wymyśliła. Łykam kolejne zdania i potakuję swoją farbowaną głową. Ironia aż wypływa z kart dość skromnej książki. Jak wiemy, sarkazm jest teraz trendy tak samo, jak parę lat temu używanie słów "absolutnie", "dokładnie", "wiesz co...". Jednak odnoszę wrażenie, że autor książki siedział parę godzin na kwejku czy 9gag i po prostu w świetny sposób przedstawił owe mądrości niczym z demotywatora. Nie mówię, że to źle. Po prostu... nie czuję się w żaden sposób zaskoczona. Wszelkie teksty typu "chcesz pracować w mac'u? idź na humana" są mi już dobrze znane. A i tak jestem humanistką :) YOLO.
Kiedy uświadomimy sobie te wszystkie rzeczy i podejdziemy do nich z pewnym dystansem, książka zaczyna przynosić rozrywkę. Czyta się ją przyjemnie. Myślę, że o to chodziło autorowi. Szkoda tylko, że czasami pewne żarty są wciskane na siłę. Wszelkie aluzje do seksu momentami nadawałyby się do skeczu kabaretu klasy D. Przyznaję, że w wielu momentach faktycznie uśmiech sam wypływał mi na moje wybotoksowane lico.
Przygotowane ilustracje niewątpliwie są walorem książki, jednak podpisy do nich już niekoniecznie. Po prostu człowiek beton by nawet tego nie wymyślił. Co nie zmienia kwestii, że sama bym tak nie przygotowała grafiki.
Na korzyść książki wpływa chociażby fakt, że po jej skończeniu mam ochotę na więcej. Więcej takich lekkich artykułów, które jednak nie są o niczym. Może o niczym nowym, ale jednak zawierają jakieś przesłanie, mądrość z murów i coś, co po prostu miło się czyta. A jak ktoś jest biegły w ironii, to w dodatku się lekko dowartościowuje (patrz: ja).
Żałuję, że ZNK ma tyle reklam. Ja rozumiem, ciężko pobić Kasię Cichopek, ale jednak nie trzeba tak rzucać się na ludzi ze swoimi koszulkami, filmami i profilami na portalach społecznościowych. To mnie trochę uraziło, ale miałam frajdę podczas skanowania kodów na androida (czasami myślę sobie, że nietrudno jest mnie uszczęśliwić).
Polecam młodym osobom, które lubią filmiki Niekrytego Krytyka, są ciekawi jego kariery i życia prywatnego. Książka niesie bardzo dobre przesłanie: róbcie, co kochacie i spełniajcie swoje plany. Nie da się obejść bez krytyki, ale czy zawsze trzeba się nią przejmować? Także głowa do góry (kto chce dobrej muzyki, link prowadzi do 2paca).
Podsumowując: to nieskomplikowana książka, która nie wymaga wiele od czytelnika. W każdej chwili można do niej wrócić i wciągnąć się w przemyślenia. Starszych też może zainteresować jakieś 70%.
Moja ocena: 3,5/5
NIE MOGŁAM SIĘ POWSTRZYMAĆ PRZED TYM SŁODKIM, PRAWDOPODOBNIE MEKSYKAŃSKIM IMIGRANCKIM SZABLONEM. Dla wrażliwych na kicz: wrócę do starego Written By Bird już po świętach. I wszystkie posty będą wyglądały w miarę normalnie.
Nie jestem dobra w składaniu życzeń, dlatego...
I dystansu do siebie oraz innych życzę. I pogody ducha. I życzę Wam, abyście po tych wszystkich pierogach byli w ciąży spożywczej.
Miłego czytania i do usłyszenia!


.jpg)







Ktoś mądry powiedział, że wszystkie najlepsze scenariusze filmowe zostały już nakręcone i jedyne, co pozostaje kinematografii, to przenoszenie historii z książek na ekran. I kiedy przeglądam najróżniejsze zapowiedzi to dochodzę do wniosku, że większość bazuje na jakiejś lepszej lub gorszej powieści. Jeśli wielkie bum nie zniesie nas z powierzchni Ziemii pod koniec grudnia, to prawdopodobnie zrobi to fala filmowych adaptacji w 2013 roku....






Bo jedna lista z amerykańskimi książkami to za mało. Nazbierałam kolejne powieści, które bardzo bardzo chętnie przeczytałabym w swoim ojczystym języku. Może stworzylibyśmy takiego meme'a (jak to się odmienia, cholera jasna), gdzie każdy prezentowałby na swoim blogu jakieś wyczekiwane książki, aż trafią do Polski? Czekam na opinię, to wtedy zrobię logo w paincie. A póki co, moje własne propozycje, co by od Amerykańców...










Bring it on... Film Nowy zwiastun filmu "Ciepłe ciała" Podoba mi się ten humor w filmie. Da się przy nim śmiać bez poczucia politowania. Boję się, że zwiastun pokazuje po prostu same najlepsze sceny. Premiera przypada na 3. lutego 2013 roku. Scenariuszem i reżyserią zajął się Jonathan Levine, odpowiedzialny za taki film jak 50/50. Twórcą powieści jest Isaac Marion. Historia opowiada o zombie R,...





Hej, pewnie każdy ma takie serie wydawnicze, które prędzej czy później porzucił. I tak sobie dzisiaj porządkowałam różne książki i wyszło mi, że mam pecha do rozpoczynania takich długoterminowych wydań kolejnych i kolejnych części. Uno. Niebieski płomień na magię. Ta seria to jedyne horrorowate coś, co czytałam kiedy inni oglądali "Gęsią skórkę". I tak miałam dreszcze, gdy bohaterka musiała odpędzać złe duchy. Sama...





Hej, trochę nie wierzę, że tak blisko koniec roku. Czuję się jakby mnie coś ominęło. Boję się wszelkich podsumowań, bo zawsze oznaczają koniec czegoś. Jednak Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie. Trzeba wierzyć, że Majowie się pomylili i jakoś dotrwamy do 2013 roku, wyprzedaży w Media Markt i nowego modelu Toyoty. I może nawet zdążę...