Hej, dzisiaj przedstawiam sobie i Wam kolejną książkę z wyzwania BBC. Tym razem pora na lekturę szkolną amerykańskiej latorośli, którzy prawdopodobnie mają dość pewnych mocno nieletnich chłopców w równym stopniu, jak ja chciałabym się uwolnić od Wokulskiego.
Nie zapominając o "Czytam, zanim obejrzę" wstawiam zwiastun filmu z 1990 roku. Istnieje także wersja z lat 60.
Dla zainteresowanych, całość filmu można obejrzeć na youtubie: klik klik
Ale najpierw skłaniam do przeczytania powieści! Gdybym mogła, to sama dałabym Goldingowi Nobla.
Moja ocena : 5/5
70. Lord Of The Flies, William Golding
tytuł: Władca much
autor: William Goldingtytuł oryginału: Lord of the FliesNagrodzona Noblem klasyka światowej literaturyJedna z najważniejszych powieści XX wieku.
Książka opisuje grupę chłopców, ocalałych z katastrofy samolotu. Na bezludnej wyspie rozbitkowie podejmują próbę zorganizowania własnych rządów i społeczności z dala od cywilizacji. Nieoczekiwanie próba ta kończy się tragicznie. Dzieci z dobrych domów pozostawione sobie zamieniają rajski krajobraz w prawdziwe piekło.
Golding w mistrzowski, niemal bolesny dla czytelników sposób rozwiewa złudzenia o dobrej naturze człowieka.
Cała historia kojarzy mi się ze zmutowanym Bullerbyn z masą rozpieszczonych pierwszoklasistów gimnazjum. Historia wciągnęła mnie od pierwszej strony, w której od razu rozpoczyna się przygoda młodocianych rozbitków.
Władza, walka o przetrwanie z domieszką Cast Away - to wszystko jest znane w powieściach i ich filmowych odpowiednikach. Jednak Golding wstrząsnął publiką jednym szczegółem, który spowodował, że powieść staje się przerażającym studium ludzkiej psychiki. Czy to nie właśnie dzieci są uważane za niewinne, nieskażone brudami wielkich cywilizacji i wyścigiem szczurów? Czy w umyśle 12-latków latają sobie motylki po bezkresnych łąkach utytłanych w lukrowe tęcze? Golding podaje jednoznaczą odpowiedź, której chyba nie chcielibyśmy słyszeć. W końcu dzieci to też ludzie, oczywiste. A i tak traktuje się je jak obywateli drugiej kategorii. I mówię to z doświadczenia, bo ja akurat dobrze pamiętam swoje dzieciństwo, gdzie każdy uważał 10-latkę za bezmózgą kreaturę żyjącą treściwymi bajkami pokroju Teletubisiów. Co z tego, że biegałam w wędkarskiej kamizelce i bawiłam się w Terminatora. Idealnie bym pasowała do "Władcy much".

Golding przeniósł nas w scenerię bezludnej wyspy, gdzie warunki zmuszają do utraty pewnej części człowieczeństwa. Czy to znaczy, że środowisko warunkuje to, na ile jesteśmy ludzcy? W określonej scenerii przeistaczamy się w zwierzęta kierujące się instynktem. Gdzie wtedy znajduje się nasza wyższość nad światem natury, skoro to owa natura ma nad nami władzę i od jej kaprysu zależy nasz kolejny przetrwany dzień.
Noblista w zaskakujący sposób uzewnętrznił typowo ludzkie głęboko skrywane pragnienia, które dotykają także dzieci. Może tego nie zauważamy, kiedy patrzymy na chłopców bijących się transformersami, jednak gdyby przedstawić tę sytuację w ekstremalnych warunkach, gdzie słodkie potomstwo rzuca w siebie dzidami?
Książka bardzo dobrze buduje napięcie, ale na brawo zasługują genialne dialogi. Widać w nich wszystkie mroki, emocje, okrucieństwo. Słowa potrafią być najgorszą z broni. Wszystko zależy od tego, jak coś wypowiemy i do kogo. "Władca much" to bardzo dobry przekrój umysłów. Golding rezygnuje ze stereotypów.
Co ważne, ta książka daje do myślenia. Jak widać, moja dzisiejsza recenzja to bardziej zbiór luźnych przemyśleń wynikłych z przeczytania krótkiej (naprawdę, nawet ja przeczytałam to w jeden dzień) powieści.
Pozornie dobre intencje chłopców przyprawiają o gęsią skórkę, całość sprawia wrażenie niewinnej opowieści. Dopiero po zaklimatyzowaniu się w historii, czytelnikowi spada na kark cały ciężar nieuniknionej katastrofy.
Znany zespół Iron Maiden stworzył utwór o tytule "Lord of the Flies": klik klik


Noblista w zaskakujący sposób uzewnętrznił typowo ludzkie głęboko skrywane pragnienia, które dotykają także dzieci. Może tego nie zauważamy, kiedy patrzymy na chłopców bijących się transformersami, jednak gdyby przedstawić tę sytuację w ekstremalnych warunkach, gdzie słodkie potomstwo rzuca w siebie dzidami?


Pozornie dobre intencje chłopców przyprawiają o gęsią skórkę, całość sprawia wrażenie niewinnej opowieści. Dopiero po zaklimatyzowaniu się w historii, czytelnikowi spada na kark cały ciężar nieuniknionej katastrofy.
Nie zapominając o "Czytam, zanim obejrzę" wstawiam zwiastun filmu z 1990 roku. Istnieje także wersja z lat 60.
Dla zainteresowanych, całość filmu można obejrzeć na youtubie: klik klik
Ale najpierw skłaniam do przeczytania powieści! Gdybym mogła, to sama dałabym Goldingowi Nobla.
Moja ocena : 5/5
PS. Żarcik dla tych, co przeczytali "Igrzyska śmierci" i "Władcę much"
Kto ogląda Spongeboba, też zrozumie tę parodię. Mam dziwne poczucie humoru:)
Miłego czytania i do usłyszenia!